Archives

Putin testuje Polskę - Fakt.pl

Ciekawy artykuł profesora Nowaka. Mam wrażenie, że dociera do sedna sprawy, która ma na celu zaognić konflikt między Polakami ku putinowskiej uciesze. Media skutecznie ten obrazek promują. Na całym świecie jednak konflikty się zaogniają podsycane przez odpowiednie grupy.

Globalna Strategia Konfliktu

Podziały obecnie występują na całej linii - na całym świecie - globalnie. Największy być może jest islam przeciw chrześcijaństwu. Potem lud przeciw władzy. Brzeziński nawet mówi, że następuje przebudzenie polityczne wśród ludzi i że to przeszkadza rządowi w tworzeniu polityki. W Polsce powiedział, że takie przebudzenie zaskutkowało rewolucją francuską.

Sądzę, że stosuje się obecnie strategię konfliktów również wewnętrznych po to, aby władza i wojsko mogły wkroczyć i zrobić porządek nierzadko przy pomocy wojsk "przyjacielskich" - jeśli zajdzie potrzeba. Ot stan wojenny. Bardziej śledzę Amerykę, ale nie sądzę żeby Rosja wiele odstępowała tutaj. Putinowi zależy więc na konflikcie. Wszystko, co może ów konflikt zaognić będzie kierowane w Polskę.

Rosja nauczona rozpadem ZSRR zapewne wyczuła zgniliznę ZSREuropejskich i postanowiła na powrót zainteresować się Polską i złożami gazu łupkowego. Stąd obecna prezydentura bardzo im na rękę. Komorowski pozwolił dowolnie ustalić kadrę w służbach wojskowych, które to zostały rozwiązane dzięki interwencji PiS. Wg Wassermanna wojskowi szkoleni przez KGB to agentura. O ile organizację rozwiązano, o tyle w stosunku do ludzi nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Lech Kaczyński wspominał, że posiada aneks z nazwiskami do raportu o rozwiązaniu WSI. To wg Janusza Korwin Mikkego mogło być spiritus movens smoleńskiej katastrofy.

Być może wielu z Was oglądało i słuchało wywiadów, albo wykładów z Davidem Icke. Otóż można porównać to, co ma do powiedzenia ten Pan z filmem Zeitgeist. Część jest oparta na prawdzie, faktach, a część jest wprowadzeniem filozofii Wschodu, wprowadzeniem utopii rodem ze Strażnicy (Świadkowie). Alex Jones, strony infowars.com i prisonplanet.com śledzą nagłówki prasowe i podają do informacji, co w świecie się dzieje. Na początku była to "przykra" dla rządzących ekspozycja, bo faktem jest, że naziści z Niemiec zostali przeszmuglowani z Europy do Ameryki i tam prowadząc dalej swoje chore badania dotrwali wieku starczego. Dlaczego Ameryka pozwoliła im na kontynuowanie tychże badań? Otóż pozwalała je prowadzić i za Niemiec hitlerowskich, ale pod przykrywką. Projekt PaperClip. Efekty owych badań do dziś stosuje się na ludziach. Jest to in vitro m.in., modyfikowanie genów, GMO, manipulacja i metody, programowanie mózgu - w to wszystko można uwierzyć - są dowody. Wszystko to zostało ujawnione. Część ludzi zginęła - JFK między innymi. Obecnie jednak wykorzystuje się owych ludzi - być może bez ich świadomości - by doprowadzić do zamieszek i rewolucji. Stany Zjednoczone będą tutaj pierwsze jako rzeczywisty obraz dla innych narodowości. Tak jak to się dzieje i obecnie. Ci bowiem, co uzurpują sobie prawo do każdego ludzkiego istnienia siedzą w Stanach.

W Polsce pojawił się profesor Brzeziński. Mówił on o przebudzeniu politycznym, które we Francji objawiło się rewolucją. Wiedzą już jaki kierunek, a zatem podsycają nastroje, aby wewnątrz  każdego kraju doszło do zamieszek, w których najczęściej giną cywile. Wszyscy zresztą mówią o przebudzeniu również duchowym. Ci na górze praktykujący dziwne dziedziny wiedzą, że wraz z kryzysem ludzie poszukują drogi duchowej - jakakolwiek by ona nie była, a najlepiej, żeby była przez nich wybrana, wykreowana, bo przecież kryzys wiary katolickiej podsunie im poszukujących prawdy, zadających pytania. Jest to moment, w którym najłatwiej zwieść zagubionych. Za komuny znalazł się Kaszpirowski szarlatan i nagle tak go promowano.

Icke wychodząc od ekspozycji mafijnej i konspiracyjnej działalności rządu przechodzi do wpajania ludziom konceptów New Age, mającego buddystyczne i hinduskie elementy. Podobnie jak film Matrix, gdzie I część to filozofia zachodu, a część II i III to filozofia Wschodu. I wydawałoby się, że nic w tym złego... ale Icke stosuje podobne metody jak inni faszyści. Najpierw zastrasza, by potem podać rozwiązanie: duchowość i zmiany, które muszą nastąpić w człowieku. Są to ciągle te same metody...
Nie warto słuchać prawd objawionych zwłaszcza obecnie, bo są to kumulacje wiedzy zgromadzonej do kupy z różnych dziwnych teorii. I tak matką New Age jest Helena Blavacky, której wielbicielem był podobno Hitler. W XIX w. podróżowała ona do Indii i Tybetu i tam jak twierdziła zobaczyła święte księgi, które objawiły jej wiedzę tajemną. Na podstawie tejże napisała książkę o Tajemnej Teozofii. Twierdziła, że są to słowa od jej mistrzów, dyktowane przez nich. Podobnie twierdził Albert Pike - 33 stopnia mason, któremu przewodnik do rządu światowego dyktował sam szatan.

Blawacka  była zwolenniczką reinkarnacji, ale wyłącznie w obrębie gatunku ludzkiego. Praktykowała automatyczne pisanie, eksterioryzację, hipnozę, etc., urządzała pokazy spirytystyczne obwołując się medium i rozmawiała niejako z duchami. W ten sposób utrzymywała się w Londynie. Blavacka właśnie spopularyzowała znak swastyki. Uprawiała innymi słowy wiedźmiństwo i w kręgach satanistów jest równie poważana co Charles Manson.

Osoby, które miały jednak jakiś dar - twierdziły raczej, że jest to przekleństwo. Dar taki najprawdopodobniej nie pochodzi od Boga, a od szatana. Baba Vanga właśnie tak twierdziła i z daru swojego próbowała zrobić użytek dla dobra ludzi. Nie przyjmowała pieniędzy, a jedynie skromne podarunki, nieco jedzenia, ubranie... Wyszła propozycja by postawić Vandze jakieś memroandum w postaci świątyni, ale wmieszała się w to masoneria... i jak twierdzi baba Vanga ta właśnie świątynia ją rozchorowała.

David Icke wydaje się spadkobiercą Blawackiej. Dlatego zamiast słuchać jego wynurzeń lepiej poszukać w źródłach. Być może niektórzy dojdą do stwierdzenia, że jest to fortel mający na celu przyznanie, że nie ma Boga, a że człowiek jest Bogiem - w Biblii dokładnie w ten sposób szatan zwodzi człowieka. Buddyzm zdaje się więc ideologią, bo nie jest religią - szatańską. Icke obwołał się niegdyś synem Bożym, ale nie w znaczeniu, iż wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, ale w znaczeniu Mesjasza. Obecnie wielu masonów wychodzi z tym samym oświadczeniem, również Ali Agca.

A gdy siedział na Górze Oliwnej,
Przystąpili do niego uczniowie na
osobności, mówiąc: Powiedz nam,
kiedy to się stanie i jaki będzie znak
Twego przyjścia i końca świata?
A Jezus odpowiadając rzekł im:
Baczcie, żeby was kto nie zwiódł.
Alebowiem wielu przyjdzie w imieniu
moim, mówiąc: Jam jest Chrystus,
i wielu zwiodą.



W symbolice swastyki, pentagramu istnieje również odwrócenie - lustrzane odbicie. Rysunek przedstawiający człowieka w pentagramie po odwróceniu daje znak szatana, baphometa. Swastyka, która jest symbolem powodzenia odwrócona jest znakiem czarnej siły. Curt Cobain nosił koszulkę z lustrzanym odbiciem 9/11. Odwrócenie Dekalogu będzie największym sukcesem satanistów.


Icke nie ma wiedzy tajemnej ot tak. Icke musi być częścią masterplanu. Jest dobrze poinformowany. Ma znajomych, którzy pasują do masonerii. Kobiety wyglądają nieco jak wiedźmy, a mężczyźni jak przesadni pedanci. Część z tych ludzi brało udział w rytuałach. Pytanie tylko, czy ich lojalność została potwierdzona, że pozwolono im zaistnieć publicznie i mówić (czyt. zwodzić). Najpierw podpisuje się pakt z diabłem - dopiero potem sława w tym świecie. Sam Icke prowadzi kilka PROJEKTÓW. Wszelkie działania nazywają właśnie projektem - ciekawe, że nie odcina się ot tej terminologii. Jeden facet na YouTube pokazywał zdjęcie Icke'a jako masona. Ktoś od razu stwierdził, że to Photoshop, ale pomylił osoby.


Teoria o Raptilianach jest również wzięta z jakichś wizji narkotycznych, transów, itp. Pod wpływem odpowiedniej substancji można dostrzec na twarzy człowieka co tylko się chce, również the Lizard King - jak to mawiał Jim Morrison. Zapewne odurzony mózg zależnie od uprzedzenia w stosunku do danej postaci - choć nie zawsze - może dostrzec zło w postaci jaszczura np. Nie świadczy to jednak, że Raptilianie wglądają wciało człowieka i nim sterują. W chrześcijaństwie nazwalibyśmy to opętaniem. 


Druga rzecz to świat nauki, który jakże sprzyja rozwojowi New Age. Świat kwantowy. Uderzenie skrzydeł motyla w Somalii może spowodować Tsunami w Azji. Astrologia i układ planetarny. Planeta X. Scjentologia. Wszystko to przypomina praktyki czarnej magii na skalę globalną. Jednak z podobnego widzenia i pojmowania rzeczy mamy dziś technologię. Ta zaś próbuje imitować rzeczy istniejące niejako w naturze. Odkrycie mechanizmu widzenia zaowocowało odbiornikiem tele-wizyjnym. Człowiek jako mechanizm biologiczny odczytujący impulsy elektryczne. Próbuje się zatem stworzyć sztuczną inteligencję. Komputerowy odpowiednik duszy. Jak powiedział Pan Kleks w Akademii - technologia sama w sobie nie jest zła - to od człowieka zależy w jakim celu zostanie użyta. I tutaj nasuwa się znów film Zeitgeist mamiący odbiorcę utopijną wizją świata technologii, który to świat pamiętajmy stwarza nowe zagrożenia. Przy całkowitej kontroli człowiek nawet w większym stopniu będzie niewolnikiem, ale nie panem własnego życia. Socjalizm robi dokładnie to samo, ale nieco w innej sferze odbioru. 

Panowie racjonaliści w niebieskich krawatach, tudzież koszulach pełniący rolę dziennikarzy opowiedzieli się po stronie jedynie słusznej. Telewizja reżimowa musi wyśmiać tych, którzy próbują ratować kraj z zapaści. Już nie można tego oglądać, ni słuchać. Już nie opowiadają się obiektywnie... muszą opowiedzieć się wedle tych, którzy przyznają pieniądze budżetowe i opłacają sprzedawczyków i agentów. Największy z największych teraz dostanie nominację.

Główne portale internetowe, a wraz z nimi, ale nieco ostrożniej telewizja eksperymentują na opinii publicznej z coraz to nowszymi informacjami w sprawie stenogramów. Zdanie po zdaniu. Tak jak zmieniano zeznania kamerzysty Wiśniewskiego z kilkoma wersjami, tak obecnie tworzy się kolejne wersje stenogramów, gdzie rzekomo przecieki mają donieść prawdy. Otóż ostrożnie z tymi przeciekami, bo raz puszczona plotka jeśli zaskoczy zostanie przyjęta w wersji oficjalnej - jeśli ludzie się zbuntują - powiedzą, że to nieoficjalne i że to ktoś nierozważnie, w nerwach chlapnął jęzorem. Plan A, Plan B. I nikt nie wie o co biega.

W ten sposób Al Gore podał do informacji globalne ocieplenie. Najpierw w sieci zaczęły krążyć filmy z rzekomą tajemnicą... potem zrobiono film: "The biggest Secret", a potem w połączeniu z niejako pozytywnym ruchem - zielonych stworzono - ekoterrorystów. Dlatego każdy ruch musi bronić się od sprzedawczyków, żeby nie poprowadzili w złą stronę.

Polecam bloga łażącego Łazarza i antydziada na salon24. Dziś blogowanie jest prawdziwym dziennikarstwem.

Kraj jest zadłużony bardziej aniżeli za Edwarda Gierka. Jeżeli ten rząd zaostrzy politykę, wprowadzi cięcia i podwyższy podatki z pewnością nie zyska sobie popularności i przegrają następne wybory parlamentarne - dlatego mówi się o dalszym zadłużaniu i braku stanowczych reform. Prawda jest jednak taka, że z tym bałaganem ten, albo następny rząd będzie musiał sobie poradzić.

Jednak UE ciągle popycha jakieś niedorzeczne dyrektywy i Polska (wolny kraj jak mówio) musi wprowadzić choćby siłą na swoich obywateli podwyżkę wieku emerytalnego chociażby. Socjaliści mają to do siebie, że podtrzymują system w agonii przez wiele miesięcy, lat , zwodząc ludzi, aż do momentu, kiedy pierd... wszystko z wielkim hukiem. Wówczas powiedzą, że tego nie dało się przewidzieć, że nikt nie wiedział, że prognozy były dobre, etc. Tylko, że w polityce nic nie dzieje się z przypadku, ni globalny kryzys gospodarczy, ni lokalny bałagan.

W 1990 r. II Zarząd Sztabu Generalnego (komunistyczny wywiad wojskowy, który wszedł w skład WSI) chciał przejąć zagraniczne archiwa wywiadu II RP dotyczące m.in. ogniw wywiadowczych AK. W bezpośrednim powiązaniu z tą operacją pojawia się nazwisko ówczesnego wiceministra obrony Bronisława Komorowskiego, który później miał decydujący wpływ na kadry WSI.
Ministrem obrony narodowej był w tym czasie gen. Florian Siwicki, jeden z najbliższych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego, dowódca 2. Armii LWP uczestniczącej w inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.

Nie ma żadnych wątpliwości, że II Zarząd Sztabu Generalnego był pod wpływem GRU. Formalnie był już wywiadem wojskowym niepodległego państwa. Natomiast z punku widzenia obsady kadrowej byli to jeszcze ludzie przeszkoleni w Związku Radzieckim i powiązani z radzieckim wywiadem wojskowym (GRU) ? mówi Wiktor Suworow, rosyjski dysydent, pisarz, publicysta, były rezydent radzieckiego wywiadu wojskowego (GRU) w Genewie.
Ostatecznie II Zarząd Sztabu Generalnego nie przejął znajdujących się na Zachodzie archiwów polskiego wywiadu. Główną przeszkodą był fakt, że Instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku odmówił wydania dokumentów byłej komunistycznej wojskówce.

> Tajna operacja

W 1990 r. najważniejsze dokumenty dotyczące polskiego wywiadu (tzw. dwójki) znajdowały się w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku.
Większość przebywających na emigracji oficerów "dwójki" po wojnie stworzyła antykomunistyczną opozycję na Zachodzie, a ich bliscy byli zaangażowani w działalność niepodległościową.
Materiały z Instytutu im. Piłsudskiego chciał pozyskać II Zarząd Sztabu Generalnego. W poufnym piśmie funkcjonariusz II zarządu SG pisze:

W celu rozszerzenia ekspozycji Sali Tradycji naszej służby o okres międzywojenny oraz o lata 1939-1945 prosimy o pilne zbadanie możliwości uzyskania z Instytutu im. J. Piłsudskiego w Nowym Jorku materiałów lub kopii dot. struktury organizacyjnej, obsady kadrowej kierowniczych stanowisk (stanowisko, stopień wojskowy, imię i nazwisko, zdjęcia), opisów ciekawszych akcji Oddziału II Sztabu Głównego WP oraz ogniw wywiadowczych Armii Krajowej. Interesują nas także publikacje traktujące o tej problematyce, które ukazały się na Waszym terenie, ewentualnie relacje uczestników działań utrwalone na taśmie filmowej lub magnetowidowej. Do wzbogacenia naszych zbiorów sugerujemy skorzystać z pomocy i możliwości polskich placówek na waszym terenie, ewentualnie  wg Waszego uznania  członków Polonii, posiadających dostęp do ww. Instytutu lub innych placówek tego charakteru - pisał do ataszatu wojskowego w Nowym Jorku funkcjonariusz II Zarządu Sztabu Generalnego o kryptonimie "Cyrus".

Najważniejsze w całej sprawie jest to, że archiwa dotyczące zarówno przedwojennej "dwójki", jak i wywiadu Armii Krajowej znajdowały się w Warszawie w Wojskowym Instytucie Historycznym i mogłyby one z powodzeniem posłużyć do stworzenia ekspozycji Sali Tradycji, gdyby naprawdę tylko o to chodziło. Ale w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku znajdowały się tajne dokumenty, m.in. ankiety personalne wywiezione na Zachód przez pracowników polskiego wywiadu, a penetracja tej placówki była od dawna jednym z głównych zadań komunistycznego wywiadu.

> Przesyłka od Komorowskiego
O determinacji II Zarządu Sztabu Generalnego w sprawie przejęcia akt "dwójki" świadczy korespondencja prowadzona pomiędzy Centralą a pracownikami wywiadu wojskowego. W odpowiedzi na prośbę Cyrusa z Waszyngtonu przesłano pismo, w którym czytamy:
Melduję, że zgodnie z poleceniem przełożonego 11.05.1990 roku przebywałem w Instytucie im. J. Piłsudskiego w Nowym Jorku. Pretekstem do złożenia wizyty było przekazanie paczki z książkami od wiceministra obrony narodowej B. Komorowskiego, który jako członek delegacji premiera w czasie marcowej wizyty w USA pozostawił ją w naszej placówce z prośba o dostarczenie do w/w instytutu. W trakcie pobytu we wspomnianym instytucie zostałem przyjęty przez p. Janusza Ciska. Po przekazaniu mu w/w paczki zapytałem o możliwości i warunki uzyskania materiałów kopii dokumentów, itp. odpowiadających postawionemu przez Centralę zadaniu. Mój rozmówca stwierdził, iż instytut nie dysponuje uszeregowanymi w ten sposób gotowymi materiałami (...) Dla ułatwienia zorientowania się co do zawartości zbiorów instytutu rozmówca przekazał mi broszurę-przewodnik, który przesyłam w załączeniu. (...) W trakcie rozmowy p. J. Cisek zachowywał się z pewną wyniosłością. Z jego strony ton rozmowy był raczej oschły. Odniosłem wrażenie, że nie jest on zainteresowany udzieleniem jakiejkolwiek pomocy w uzyskaniu interesujących nas materiałów - podpisano mjr Czesław Kwaśniuk.
W dalszej części dokumentu widnieje adnotacja, że wiceminister B. Komorowski został poinformowany przez Oddział Ataszatów Wojskowych o dostarczeniu przesyłki.

Nie pamiętam tej sprawy - mówi Janusz Cisek, obecnie dyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W operacji przejęcia dokumentów dwójki z Instytutu im. Józefa Piłsudskiego przez pion operacyjny wywiadu wojskowego PRL uczestniczyli m.in. płk Stanisław Woźniak, mjr Zbigniew Demski oraz płk Janusz Szatan. Ten ostatni był autorem koncepcji przejęcia firm polonijnych dla łączności między agentami wojskówki a Centralą II Zarządu Sztabu Generalnego LWP.

Co ciekawe, na jednym ze wspomnianych dokumentów  figuruje nagłówek: "Po zapoznaniu się spalić!".
Wszystkie zagraniczne dokumenty pochodzące z centrali wywiadu były szyfrowane. Po rozkodowaniu depeszy szyfrant zawsze dopisywał spalić, by nie było śladu żadnej działalności szpiegowskiej na terenie obcego kraju ? dokumenty wywiadu nie były archiwizowane. To, że do dziś zachowały się tajne dokumenty wywiadu, świadczy o tym, że ktoś celowo nie dochował procedury. Być może planowano je wykorzystać w przyszłości w jakiś sposób - mówi oficer polskich służb specjalnych.

> Kadry WSI

Jak wynika z dokumentów, Bronisław Komorowski, mimo że na początku lat 90. był wiceministrem obrony narodowej ds. wychowawczo-społecznych, miał związki z II Zarządem Sztabu Generalnego i Wojskową Służbą Wewnętrzną, które później zmieniły nazwę na Wojskowe Służby Informacyjne.

Bronisław Komorowski po ustaleniach z gen. Florianem Siwickim mianował szefem kontrwywiadu WSI płk. Lucjana Jaworskiego, byłego żołnierza Wojskowej Służby Wewnętrznej, który przed 1989 r. prowadził sprawy operacyjne wymierzone przeciwko opozycji demokratycznej. Wśród inwigilowanych i rozpracowywanych przez niego osób byli m.in. Łukasz Abgarowicz, Ryszard Bugaj, Agnieszka Arnold, Helena Łuczywo i Maciej Iłowiecki. Warto przypomnieć, że w 1992 r. w Sejmie płk Jaworski stwierdził, że WSW to był "zwykły kontrwywiad wojskowy", który nigdy nie działał przeciw opozycji politycznej czy "Solidarności".

W Raporcie z Weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych znajduje się wyjaśnienie płk. Jaworskiego, że min. Komorowski zgodził się, abym mógł dobierać sobie ludzi do kontrwywiadu (WSI)
Jest to kolejny dowód, że Bronisław Komorowski dobierając kadry WSI, oparł je na ludziach z wojskowych służb specjalnych PRL. Później płk Lucjan Jaworski nadzorował SOR "Szpak", czyli rozpracowanie przez WSI obecnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, oraz zwalczał działania młodych oficerów pragnących zdekomunizować wojsko.

Bronisław Komorowski w 1992 r. ostro sprzeciwił się lustracji w wojsku, twierdząc, że "ten kształt ustawy oznacza odejście z wojska prawie 100 proc. generałów i pułkowników". Chciał, żeby problem dekomunizacji w wojsku został "rozpatrzony osobno", m.in. przez "świadomą politykę kadrową" kierownictwa resortu obrony narodowej.

Komorowski, godząc się na "stare kadry", przekonywał, że wojskowe służby specjalne były poza wpływem sowieckiego wywiadu. Przykładem tego jest rozmowa z Jarosławem Kurskim ("Gazeta Wyborcza", lipiec 1992), w której Komorowski polemizował z wypowiedzią Józefa Szaniawskiego, dziennikarza "Tygodnika Centrum", autora artykułu pod tytułem: "Agenci KGB w Wojsku Polskim".

"Wymieniono w nim nazwiska kilkudziesięciu wyższych oficerów z zaznaczeniem, że są agentami obcego mocarstwa. Opinię tę podzielały środowiska polityczne niedawnych szefów MON. Dlaczego więc w czasie swojego urzędowania nie uczynili nic, by zarzuty te sprawdzić i udowodnić przed sądem? Dlaczego niewinnych nie oczyszczono od zarzutów? O ile wiem, nie zdołano zdemaskować w wojsku ani jednego agenta GRU. (...) Między służbami specjalnymi Wojska Polskiego i armii radzieckiej istniała ścisła współpraca. Była to jednak raczej współpraca instytucji, a nie kontakty agenturalne oparte na zasadzie indywidualnego werbunku. Po co więc radzieckie służby specjalne miałyby lokować agentów w instytucji w pełni sobie podporządkowanej? To jest wątpliwe. W ramach tej zinstytucjonalizowanej współpracy na wysokich szczeblach byli przedstawiciele służb radzieckich. To są fakty i temu nikt nie przeczy. Uważam, że odwołanie radzieckich oficerów łącznikowych rezydentów powinno przerwać współpracę. A oni odwołani zostali już dawno. Zarzut współpracy z obcym wywiadem to ciężkie oskarżenie. Takich oskarżeń nie można wygłaszać publicznie, jeśli się nie ma niezbitych dowodów. Podtrzymywanie przez Sikorskiego   tych zarzutów dzisiaj, po odejściu z ministerstwa, jest próbą usprawiedliwienia własnej nieudolności. To nie jest gra fair. (...) Minister Sikorski skarżył się, że był podsłuchiwany. To śmieszne, chwalić się przed zachodnim czytelnikiem, że było się podsłuchiwanym przez własnych podwładnych. Takie fakty się sprawdza, a winnych bierze za łeb - mówił GW Bronisław Komorowski.

Fakty są tymczasem takie, że kadry WSI wywodzące się z wojskowych służb specjalnych PRL były szkolone w Moskwie przez GRU (żołnierze WSW szkoliło KGB) i pod wpływem sowieckich służb specjalnych, co potwierdza Wiktor Suworow.
Szkolenia w ZSRR przeszli m.in. gen. Marek Dukaczewski, ostatni szef WSI, były doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gen. Bolesław Izydorczyk (szef WSI w latach 1992-1994), kontradmirał Kazimierz Głowacki (szef WSI w latach 1996-1997).

Ostatnie szkolenia prowadzone były przez KGB i GRU jeszcze na przełomie lat 80. i 90., gdy rozpad bloku komunistycznego był już nieuchronny. Według danych posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną na sowieckie kursy wysłano oficerów, co do których planowano, iż po zmianach politycznych obejmą w nowych służbach specjalnych stanowiska kierownicze (oraz agenturę wpływu). Dla niektórych uczestników było to już drugie takie szkolenie. Przypadki szkolenia oficerów WSI w Rosji odnotowano jeszcze w 1992 -i 1993 r. czytamy w Raporcie z weryfikacji WSI, z którego wynika, że co najmniej 300 żołnierzy WSI zostało przeszkolonych przez GRU lub KGB.

W katastrofie samolotu zginęli najwyżsi urzędnicy, zmierzający do ujawnienia dokumentów tajnej policji 
oraz byłych i obecnych jej współpracowników, zarówno polskiej, jak i sowiecko-rosyjskiej bezpieki.  
Dziś brakuje w Polsce najwyższej politycznej osłony dla kontynuowania tego dzieła. To dokładnie po myśli Putina.
Czasy się zmieniają, sposoby, w jakie państwa ukrywają swoje niekwestionowane zbrodnie, pozostają niezmienione. Wszelkie próby wymuszenia przyznania się lub choćby upamiętnienia zbrodni wywołują desperackie, czasem niezrozumiałe akty odwetu lub wypierania.
Turcja, wykorzystując swoje bieżące strategiczne położenie, wymusza na USA ślepotę na zagładę Ormian z lat 1915-1923, podczas której Imperium Otomańskie, poprzednik dzisiejszej Turcji, wymordowało milion etnicznych Ormian. Japonia odmawia przyznania się do okrutnych zbrodni na setkach tysięcy chińskich kobiet, dzieci 
i mężczyzn w masakrze Nanking z 1937 r. Ruandyjskie ludobójstwa z 1994 r., które pochłonęły milion Tutsi stanowiących 20 proc. całej populacji, zostały zanegowane, następnie wyparte i ostatecznie formalnie skazane 
na zapomnienie w trosce o pospieszne i połowiczne pojednanie. 
Trwające w latach 1992-1995 zbrodnie serbskich nacjonalistów na Bośniakach zamknęły się w liczbie 200 tys. zabitych, milionie wygnanych, a zakończyły się całkowitym, oficjalnym wyparciem się odpowiedzialności. 
Somalijscy muzułmanie mordowali somalijskich rolników, aby odebrać im ziemię, zwierzęta i zbiory, podczas 
gdy ONZ bezczynnie ględziło o zapewnieniach muzułmańskiego rządu, że jedyne, co się dzieje, to nieistotne 
i niegroźne lokalne potyczki.
Negowanie prawdy nie ustaje. Rzeź trwa w Darfurze (Sudan). Nawet USA bagatelizuje swoje własne zbrodnie 
sprzed 200 lat, kiedy trwały rzezie tubylczych Indian potrzebne po to, by przejąć zajmowane przez nich ziemie. 
Dekady później nawet porozumienia zawarte z Indianami zostały złamane przez białych osadników. 
Po tym ponurym wstępie dochodzimy do mordu 22 tys. polskich oficerów z 1940 r., którego historia zakończyła się nieudaną próbą uczczenia przez Polaków ofiar w 70. rocznicę zbrodni w lasach katyńskich (niedaleko Smoleńska w Rosji). Zbrodni na Polakach dokonała sowiecka bezpieka - fakt, któremu w Sowieckiej Rosji i w Rosji obecnej zaprzeczano długie lata, ostatnio za sprawą inspirowanych przez Putina  historyków'. 
Rzezi dokonano z rozkazu Ławrientiego Berii, szefa NKWD, rozkazu zaaprobowanego przez Stalina i Politbiuro. 
Beria to poprzednik kagiebowca Władimira Putina. 
Na listę ofiar z katyńskiego lasu złożyło się 8 tys. polskich oficerów, pozostali to lekarze, profesorowie, ustawodawcy, policjanci, urzędnicy, właściciele ziemscy, fabrykanci, prawnicy, księża i wszyscy ci, których można było uznać za polską inteligencję.
Prezydent Lech Kaczyński, jego żona i brat-bliźniak wraz z najwyższymi przedstawicielami państwa, najwyższymi dowódcami, szefem Banku Narodowego, zastępcą ministra SZ, przedstawicielami polskich kościołów oraz krewnymi ofiar katyńskiej zbrodni zebrali się na Warszawskim lotnisku przed odlotem rządowym samolotem do Smoleńska. 
W ostatniej chwili z wejścia na pokład samolotu zrezygnował Jarosław, który zdecydował się pozostać 
przy będącej w podeszłym wieku i złym stanie zdrowia matce. 
Polacy zapomnieli o jednym, o rosyjskim motcie: `Zaprzeczamy wszystkiemu'. 
Wizyta w Smoleńsku miała podkreślać ostateczne przyznanie się Rosji jako sprawcy zbrodni, po latach obciążania odpowiedzialnością Niemców. Przyznanie się do zbrodni, którą tak bardzo starali się ukrywać przez 70 lat. Komitet powitalny miał jednak inny pomysł. Putin nie oczekiwał z niecierpliwością na taką uroczystość. 
Częścią jej przekazu był znany powszechnie krytycyzm prezydenta Kaczyńskiego, tak pod adresem Moskwy, 
jak i Putina - coś, co wielu ludzi w Rosji i poza jej granicami kosztowało życie.
Wcześniejsze, obliczone na zniechęcenie, wymagania Rosji, aby wizyta nie miała statusu oficjalnego, 
nie zniechęciła Polaków. Kaczyński pojechałby tak czy inaczej - w charakterze nieoficjalnym czy prywatnym. 
Dla Rosjan taka różnica to żadna różnica. Echo, jakim uroczystość odbiłaby się na świecie, nie musiałoby być 
słabsze bez względu na charakter wizyty. 
Problem, na który nowoczesna Rosja ma właściwe rozwiązanie:  tragiczny wypadek'. 
Tak. Samolot rozbił się o 10:41 czasu moskiewskiego 10 kwietnia na podejściu do lądowania na smoleńskim lotnisku, przy złej pogodzie. Zginęło 96 osób. Praktycznie wszyscy w Polsce i wielu na całym świecie podejrzewali, że Rosja, a w szczególności Putin, musieli przyłożyć do katastrofy rękę. Przekonanie niespecjalnie niezrozumiałe, skoro te same przypuszczenia towarzyszyły zatruciom czy tajemniczym  naturalnym' zgonom krytyków Putina: Annie Politkowskiej, Aleksandrowi Litwinience czy wielu innym. 

Samolot 
Dwudziestoletni rosyjski TU-154M był cztery miesiące wcześniej wyremontowany i doposażony (zapewne i w pluskwy) w Rosji. TU-154 to samolot trzysilnikowy, podobny do Boeinga 727. Samolot wyposażony był we wszelkie konieczne urządzenia nawigacyjne w tym takie, które pozwalają na bezpieczne lądowanie nawet przy złej pogodzie. Oprzyrządowanie było nowoczesne i najwyższej klasy, zamontowany był m.in. odbiornik systemu ILS, który doprowadziłby samolot do progu pasa - gdyby tylko odpowiedni odbiornik i nadajniki systemu ILS funkcjonowały bez problemów na lotnisku. 
TU-154M był wyposażony w amerykański TAWS w najnowocześniejszej wersji nazywanej GPWS. Podczas remontu zainstalowano również system telefonii satelitarnej. Ponieważ telefony satelitarne mogą zakłócać funkcjonowanie innych pokładowych urządzeń, podczas instalacji wyeliminowano ten problem. Prezydent Kaczyński rozmawiał z bratem podczas lotu do Smoleńska. Samolot miał na pokładzie również dwie rosyjskie  czarne skrzynki' rejestrujące krytyczne parametry lotu, jedną polską  czarną skrzynkę' oraz rejestrator audio - urządzenia, które w razie katastrofy pozwalają na ustalenie jej przyczyn. 

Smoleńskie lotnisko 
Nadajniki systemu ILS na smoleńskim lotnisku to rosyjska odmiana amerykańskiego systemu. System ILS emituje dwie wiązki - pierwsza, tzw. glide slope - pomaga we właściwym zniżaniu się do lądowania samolotu, druga utrzymuje samolot w osi pasa do lądowania. W pewnych okolicznościach instalacje naziemne mogą funkcjonować nieprawidłowo - może tak się zdarzyć np. w sytuacji, gdy przed antenami nadajnika przebywałby w ruchu lub był zaparkowany jakiś pojazd. Amerykańscy piloci lądujący na ILS muszą uzyskać od wieży kontroli lotów zapewnienie, że teren przed antenami ILS jest czysty. 
Pilot TU-154, który lądował z premierem Tuskiem na smoleńskim lotnisku zaledwie kilka dni wcześniej, nie miał żadnych problemów. Nie miał również najmniejszych problemów z komunikacją z wieżą, jako że płynnie znał język rosyjski.
Co ciekawe - dla rosyjskiego premiera Władimira Putina, który również lądował w Smoleńsku kilka dni wcześniej, zainstalowano przenośny system nawigacyjny - prawdopodobnie urządzenie typu radar GCA (Ground Controlled Approach radar), które podobnie jak ILS umożliwia pilotowi doprowadzenie do bezpiecznego lądowania przy złej pogodzie. Putin odleciał po trzech godzinach. Przypuszczam, ze piloci Putina wiedzieli, 
że na smoleńskim ILS-ie nie można polegać i z tego powodu zażądali ze względów bezpieczeństwa własnego CGA. Czterdzieści minut przed katastrofą rosyjski JaK-40 wiozący 40 osób wylądował bezpiecznie. 
Dwadzieścia minut przed katastrofą Rosyjski samolot AWAC zaledwie dotknął kołami pasa w manewrze touch-and-go i nie wylądowawszy, odleciał z powrotem do Moskwy. 

Smoleńskie lotnisko było zamglone, ale jego obsługa nie podała komunikatu o zamknięciu pasa. Gdy TU-154 zbliżał się do lotniska, wieża zasugerowała pilotowi lot do Moskwy. Pilot odpowiedział, że podejdzie na próbę i jeśli lądowanie się nie uda, odleci na lotnisko zapasowe. Na dalszym markerze samolot znajdował się na właściwym kursie podejścia. Na bliższym, kilometr od pasa, okazuje się, że samolot zszedł z osi 40 do 60 m na lewo, jego wysokość nad ziemią wynosi 2,5 m, tj. poniżej ścieżki zejścia, leci z prędkością ok. 280 km/h, z przepustnicami otworzonymi do odejścia i w tym właśnie momencie uderza w ziemię. Podana prędkość samolotu musi jednak być błędna. To jest dwukrotnie wyższa prędkość niż przewidziana do normalnego lądowania. Dodatkowo w tym momencie pilot zaaplikował zwiększenie ciągu silników jak do rezygnacji z lądowania - ale było za późno. Samolot uderzył w drzewa, przekręcił się podwoziem do góry i uderzył w ziemię daleko od progu pasa.
 
Następstwa, Zatajanie, Zaprzeczanie i Dezinformacja 
Prezydent Rosji Miedwiediew zadeklarował, że Rosja wspólnie z Polską będzie dochodzić przyczyn katastrofy - piękne słowa, miłe uszom zachodnich obserwatorów. Natychmiast po katastrofie i jeszcze zanim rozpoczęło się jakiekolwiek śledztwo, rosyjski  minister ds. bezpieczeństwa' oznajmił, iż przyczyną katastrofy był błąd pilota (dobrze, że zaczekali do momentu po katastrofie), który nie znał rosyjskich komend w rozmowach z wieżą. Edmund Klich, szef polskiego KBWL, oznajmił niedługo potem, że kontroler prowadzący rozmowy z prezydenckim samolotem zniknął. Rosjanie stwierdzili, że przeszedł na emeryturę.
Jak się okazało, polski pilot znał płynnie język rosyjski, ale dla tego śledztwa był to mało istotny szczegół. Rosjanie błyskawicznie przejęli kontrolę nad terenem katastrofy, odnaleźli  czarne skrzynki' oraz - takich okazji wywiad nigdy nie przepuści - ogołocili zwłoki wszystkich 96 martwych pasażerów z rzeczy osobistych, takich jak bagaże, laptopy, nośniki pamięci flash, telefony, dokumenty, wszelkie dane z nazwiskami, numerami telefonów i korespondencją, tajne dyplomatyczne i wojskowe kody - łup dla rosyjskiego wywiadu. Z powodu wagi sprawy 
w wywiadowczym sensie oraz z potrzeby omamienia opinii publicznej kuglarskimi sztuczkami w nadchodzącej grze w zaprzeczenia, Putin osobiście mianował się szefem dochodzenia. Mistrz, który zna swe rzemiosło. 
Rosjanie tygodniami odwlekali zwrot mniej istotnych dowodów, jednakże te o wywiadowczej wartości zatrzymali u siebie. Ciała odesłano do Moskwy na  autopsje', w których nie mógł uczestniczyć żaden polski personel medyczny. Po raptem sześciu dniach zwrócono telefon Prezydenta Kaczyńskiego. Funkcjonariusze rosyjskich służb bezpieczeństwa przesłuchiwali członków rodzin ofiar, którzy po ciała musieli polecieć do Moskwy. Przesłuchania trwały nierzadko godzinami, a warunkiem odzyskania ciał było zakończenie przesłuchań. Nie ma najmniejszych dowodów na to, że ciała wróciły w komplecie. Odesłano je w zapieczętowanych trumnach, których nie pozwolono otworzyć rodzinom. Według polskiego prawa zgodę na ekshumację wydaje prokuratura, wszelkie prośby ze strony rodzin są odrzucane, zapewne w trosce o nieranienie uczuć Rosjan.
Jeśli chodzi o samo dochodzenie, Rosjanie zatrzymali  czarne skrzynki' i odmawiają ujawniania jakichkolwiek ustaleń poza stwierdzeniem, iż może upłynąć nawet rok, zanim cokolwiek będzie wiadomo. To w istocie może zająć dużo czasu. Putinowska  komisja' prowadząca śledztwo potrzebuje go dużo - aby zatarła się pamięć 
i aby wszystko poukładało się zgodnie z rosyjskimi potrzebami odnośnie przyczyny katastrofy. 
Może się zdarzyć, że dochodzenie będzie trwać tak długo, jak długo trwało przyjęcie odpowiedzialności za Katyń. 
Choć rosyjskie dochodzenie łamie kilka umów - Konwencję Chicagowską, która zarządza prowadzeniem dochodzeń międzynarodowych czy dwustronne porozumienie z 1993 r. - łamanie umów jest standardową rosyjską procedurą działania. Polski przedstawiciel mający kontakt  z rosyjskim dochodzeniem powiedział:  Wiemy, co się stało, ale Rosjanie zabraniają o tym mówić'. Wszyscy, nawet średnio rozgarnięci to wiedzą.
To tylko spiskowa teoria? 
Spiskowych teorii jest pod dostatkiem. Patrząc na Katyń, zachowanie innych krajów mających na koncie podobne zbrodnie, KGB-owska historia zamachów, zabójstw, ludobójstw, których celem była eliminacja przeciwników, krytyków czy kogokolwiek, kto stał się niewygodny - to wszystko sprawia, że trudno się dziwić, iż Polacy (i nie tylko Polacy) widzą w tym wydarzeniu ciężką rosyjską rękę. W latach 30. XX wieku [Sowieci] zagłodzili prawie 20 milionów Ukraińców, dalsze miliony ich własnych obywateli przypłaciły życiem byt ZSRS. 
Czymże zatem jest zabicie pod Smoleńskiem niespełna setki niewygodnych Polaków, którzy tak zuchwale dążyli 
do ujawnienia prawdy o wojennej zbrodni Rosji?
To była również premia za alians Polski z NATO. Środowiska ludzi związanych z wywiadem dobrze pamiętają sowieckie sztuczki polegające na manipulowaniu sygnałami nawigacyjnymi, które umożliwiały ściąganie amerykańskich samolotów wojskowych w przestrzeń powietrzną ZSRS, po to, by je następnie zestrzelić 
za  naruszenie świętego Sowieckiego terytorium'. Nie było problemem zestrzelenie koreańskiego samolotu pasażerskiego Boeing 747 i zabicie kilkuset cywili. Rosyjskim działaniem w tej chwili będzie kierować chęć jak najszybszego zakończenia sprawy, aby równie szybko  zapomniano o tej tragicznej uroczystości. W katastrofie samolotu zginęli najwyżsi urzędnicy, którzy stali za działaniami zmierzającymi do ujawnienia dokumentów tajnej policji oraz byłych i obecnych jej współpracowników, zarówno polskiej, jak i sowiecko-rosyjskiej bezpieki. Po śmierci tych ludzi brakuje w Polsce najwyższej politycznej osłony dla kontynuowania tego dzieła. To jest dokładnie po myśli Putina. Premier Tusk to słaby i podatny manipulacji człowiek, który nienawidził zmarłego Prezydenta. Teraz Rosja ma już swojego człowieka na miejscu, bez opozycji ze strony silnie antykomunistycznego prezydenta.
W sensie politycznym Rosjanie przewidzieli, że płaszczenie się przed nimi (sławny  reset', rezygnacja z tarczy antyrakietowej obiecanej Polakom i Czechom, nasze przyzwolenie na napaść na Gruzję i aktywność na Ukrainie, błagania o  pomoc' w sprawie Iranu) będzie zielonym światłem do tego, co się dzieje wokół katastrofy. 
Doszli do wniosku, że nie piśniemy ani słowa - nie mylili się. 
A co, jeżeli w ogóle, może zrobić Ameryka? Nic. Mamy w bród własnych problemów - wojny w Iraku i Afganistanie, katastrofa ekologiczna w Zatoce Meksykańskiej, Korea Północna szykująca się do nowej wojny, a w kraju - niepokoje spowodowane latynoską inwazją błędnie nazywaną  imigracją', upadająca gospodarka i inne polityczne tsunami. Ponadto argument strategiczny nie jest zarezerwowany wyłącznie dla Turcji. 
Czyż Rosja nie pomaga w wojnie z terroryzmem? To oznacza, że amerykańska wściekłość z powodu polskiej 
katastrofy będzie równie pusta i bezzębna jak rosyjskie śledztwo. 
Polacy jednak postrzegają to wszystko jako Jałtę II, to znaczy jako kolejny akt zdrady. 
Polska wrze; obamiści mogą myśleć, że to się poukłada, ale Polacy i reszta Europy Wschodniej wiedzą lepiej. 
Dla nich jest to akt monumentalnej zdrady. 
Życie - tak jak i historia - jest niesprawiedliwe. Polacy są w tej samej sytuacji co Ormianie, Somalijczycy, Indianie, Inkowie, Eskimosi i inni. Bieżące strategiczne sojusze wypierają wcześniejsze tragedie. Ja ignoruję wasze zbrodnie, wy moje. Wina to przepustka. 
Jak telewizyjnym sitcomowym slangu - `Nobody Talks, Everybody Walks'
(`Nikt nic nie mówi, każdy idzie dalej'). 
I jak w starym kagiebowskim powiedzonku -  to nie wypadek, towarzyszu'.


Rządy europejskie muszą rozważyć podniesienie wieku emerytalnego w swoich krajach do zmniejszenia presji na finanse publiczne by zapobiec eksplozji swojego systemu emerytalnego.
Słaby wzrost gospodarczy,  zadłużenie krajowe i wzrost bezrobocia, wpływają na wszystkie systemy, również emerytalny. 

Młodzi Chińczycy strajkują. Mają dość niewolniczej pracy za bardzo niskie wynagrodzenie. Głównie wypowiadają się na portalach społecznościowych.

"Mentalność młodych pracowników jest o wiele silniejsza niż poprzedniego pokolenia," powiedział Wen Xiaoyi, badacz z Instytutu Stosunki przemysłowe w Pekinie. "Starsi pracownicy mieli poczucie lojalności wobec firmy, młodsi pracownicy mają zupełnie inną postawę i wyższe oczekiwania."


za businessinsider.com

Po tym jak PO wprowadziło ustawę o zapobieganiu przemocy w rodzinie, po tym, jak zmienili zasady gry w IPNie, pomimo, że Lech Kaczyński chciał ustawę zawetować przyszła kolej na zwiększanie władzy. Przede wszystkim będą podporządkowywać sobie media. Już mieszają się w Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Największe chamy wskazują paluchem w kierunku pracowników TVP i mówią: Wylatujesz. Zabiegi celowe, aby zmniejszyć zasięg macek opozycji i uniemożliwić jej tak wysoko-procentowy sukces w wyborach parlamentarnych.

Pomimo tego, że prezydentura większego znaczenia nie ma, to PO nie mogła sobie pozwolić, aby opozycja miała dostęp do teczek. A szkoda, bo jak mówi Janusz Korwin Mikke lepiej aby zajął się tym prezydent Kaczyński, aniżeli premier Kaczyński.

Jeszcze siedząc w Londynie uważałem, że Tusk to liberał i że wprowadzi nieco świeżości w socjalistyczną zgniliznę. Jednak jest to premier, który opowiada się jedynie za wolnością we własnych szeregach, bo PO udowodniła wielokrotnie, że może robić, co jej się żywnie podoba i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności. Tak było w przypadku afery hazardowej, tak było w komisji do spraw nacisków. Politycy opozycji z afery gruntowej pożegnali swoje stanowiska szybciutko, a platformiacy ciągle u sterów. Przykład awansującego Grzegorza Schetyny.

Rządy PO będą opierać się tak jak do tej pory na propagandzie sukcesu: czyli "Polska zdała egzamin - wszyscy zdaliśmy". Media będą więc robiły odpowiednią zasłonę dymną i żadna afera nie wyjdzie, bo ludzie będą się bali podzielić losy Kamińskiego.

"brałem udział w strajkach sierpniowych w Gdańsku, byłem wtedy fanatykiem Wałęsy,po uzyskaniu wiadomości z pewnych Źródeł, zmieniłem zdanie,choć przyznam, że trwało to aż 3 lata. Jestem przekonany i tak wskazują dokumenty, że Wałęsa był TW Bolek, ale po 1976 wycofał się z tego. Wystarczyło by aby przyznał się do błędu i nie było by żadnych kontrowersji wokół jego osoby, a tak to co? Niszczy wszystkich , którzy o tym fakcie wiedzą udając ślepego.Zrobił dużo dla Polski, ale to było sterowane przez UB aż wymknął się im spod kontroli"

Tak pisze jeden z komentatorów w serwisie internetowym Wprost 24 na temat rozprawy sądowej przeciwko Wyszkowskiemu, który to twierdzi, iż Lech Wałęsa to TW Bolek. Zakładając, że to prawda... że Lech Wałęsa współpracował z SB przez 6 lat, a potem wymknął się im spod kontroli i pomimo wszystko wierzył, że obrał dobry kierunek w rozwoju Polski, to faktycznie lepiej byłoby mu się przyznać. Tak podzielił Polaków, zraził do siebie część, pomógł w rozwoju teorii spiskowych na różnorakie tematy. I tak Polonia wiesza na byłym prezydencie psy.


Każdy jest omylny, każdy dałby się zmanipulować, a wielu mogłoby postąpić dokładnie tak samo chcąc wyzwolić Polskę z rąk okupanta i pchnąć w nowym kierunku. Tylko, że wielu przyznałoby się do takiego manewru po jakimś czasie. Obecnie mam wrażenie, że Lech Wałęsa boi się ludziom spojrzeć w oczy. Tylko na scenie politycznej - tej oficjalnej - jest hardy.

Wielu działaczy Solidarności nie uznało przecież Lecha Wałęsy jako Solidarnościowca. Ta część właśnie zginęła w wypadku samolotowym, ale nie wszyscy oceniliby tak jednoznacznie ów manewr. Dla niektórych nosiłoby to znamiona romantyczności. Prawda zawsze jest ważna.

Telewizja nie spełnia celów publicznych - służy propagandzie politycznej. Należy TVP sprywatyzować! Koncesję powinna dostać każda telewizja, która reprezentowałaby jakiś konkretny kierunek. Obecnie każdy ma odbiornik w domu - nie trzeba poddawać się ogłupiającemu działaniu Kroniki Filmowej. Delikwent zmęczony po pracy ma siłę tylko na informacje płynące swobodnie... bez podejścia krytycznego, bez konfrontacji ze źródłami niezależnymi. Bez firewalla (świadomości) zmęczony umysł wpuszcza wszystko bez krytyki.

Hitler marzył o takim narzędziu jak telewizja. Nie musiałby działać zbrojnie. Wystarczyłoby konktrolować bezmyślną masę za pomocą takiego właśnie urządzenia przyszłościowego. Obecnie mówi się o narzędziu, które wszczepione człowiekowi tworzyłoby sieć. Coś na zasadzie Internetu, telewizji i organizmu biologicznego razem. Taką funkcję miałby spełniać czip umieszczany pod skórą w celu identyfikacji szeroko pojętej. Wystarczyłoby zeskanować delikwenta - nawet zdalnie - aby wiedzieć kim jest, ile ma pieniędzy, na co je wydaje, jaką ma orientację seksualną i polityczną, czy był karany, etc. Program, który monitoruje wszystkie dane nazywa się w US Matrixem. Urządzenie takie ma również GPS, aby można śledzić ścieżki delikwenta. Będzie się więc ludziom wmawiać, że to dla ich bezpieczeństwa - podobnie jak z dowodem osobistym w Polsce robi się obecnie.

Dzięki takiemu dowodowi można będzie załatwiać wszystko w sieci. Oddawać głos w wyborach, płacić rachunki, składać zeznania podatkowe PIT, rejestrować się w urzędach, etc. bez wychodzenia z domu. Dodatkowo - nie jest to potwierdzone - dowód może mieć wbudowany GPS. Podobno wystarczy mocne uderzenie młotkiem, aby przestało działać. Dowód taki będzie posiadał również linie papilarne palców (niegdyś tylko przestępcy w ten sposób byli identyfikowani). Zatem w tym momencie każdy jest potencjalnym bandytą. Dowody tego rodzaju mają służyć wyłącznie zwiększeniu kontroli do niemal totalnej nad ludźmi. W obozach ludzie mieli numery, dziś mają PESEL.

Chip natomiast będzie stanowił wejście do konta bankowego i najpewniej skanem będzie można dokonywać zakupów tą drogą. Wystarczy namierzyć delikwenta, który sprzeciwia się władzy najwyższej i skasować mu wszystkie pieniądze z konta, tudzież pozbawić go jakiegokolwiek "egzystowania" w e-świecie. Odłączenie od świata wirtualnego i wirtualnego pieniądza może zaskutkować tym, że człowiek w społeczeństwie przestaje istnieć. A samo społeczeństwo zupełnie pozbawione empatii, zajęte swoimi wydumanymi problemami będzie uważało takiego człowieka za degenerata i zagrożenie dla siebie. Obecnie dzieje się podobnie, bo społeczeństwo próbuje być właśnie policją w stosunku do siebie samego. Ktokolwiek zacznie mówić inaczej, wbrew jest postrzegany za dziwaka, bo tak ludzie przyzwyczajają się do aktualnego stanu rzeczy, że uważają, że innej rzeczywistości nie ma.

Obecnie telewizja podsuwa im obraz rzeczywistości. Nawet seriale - skierowane do głupszej części społeczeństwa mają swoje wyraźne zadania w stosunku do tej części. Proponuje się ludziom gotowe wzorce zachowań. Tak, aby każdy utozsamiał się z bohaterem i jego drogą postępowania. Ludzie potem mówią, że to samo życie. Otóż nie! Życie to ja, moja żona i moje dzieci oraz wyłączony telewizor. Najskrajniejsze przypadki utożsamiają aktorów z ich rolą. Podchodzą do aktora i krytykują, że zostawił swoją serialową żonę. W drugiej kolejności stoją ludzie, którzy twierdzą, że seriale to cała prawda o życiu. Odróżniają wprawdzie aktora od granej przezeń postaci, ale sama akcja postrzegana jest jako prawdziwa mająca odpowiednik w rzeczywistości. Oba podejścia są oszukaństwem.

Nasza rzeczywistość to nasze akcje i działanie. Nasze myślenie, a nie ichniejsze propagandy, bo według tego władza ustawia sobie nasze życie. Z tej niewiedzy właśnie bierze się obecny stan rzeczy, gdzie politycy zabierają nam 83% dorobku i mają władzę nad naszym życiem. Wystarczy, że puszczą pseudo-reportaż o nadchodzącej wojnie a już część społeczeństwa dostanie zawału, albo popełni samobójstwo. Fakt, że puścili taki reportaż w Gruzji świadczy o tym, że władza eksperymentuje na ludziach i ich zachowaniach za pomocą mediów. Telewizji i władzy zatem nie należy ufać.

Ludzie nie wiedzą do czego media służą!!! Po takim reportażu widać, że sprawdzają oni oddziaływanie medium na życie człowieka i społeczeństwa. Za czas jakiś już nikt nie będzie potrafił podać różnicy, zauważyć szwindlu. Dziś z pewnością nie potrafi tego większość.

Wracając do przyszłościowego rozważania o czipach chcę nadmienić, że owo ustrojstwo ma dodatkowo zapodawać propagandę bezpośrednio do mózgu. W razie potrzeby ma wysyłać fale, które mają wpływać na zachowanie ludzi - np. wzmożenie agresji. Po tego rodzaju rozważaniach należy sobie zdać sprawę, że władza nie życzy sobie, aby każdy był panem swojego życia. Ot cywilizacja XXI wieku. Faszyzm globalny. W rozumieniu tego dodam, że blok radzieckich republik socjalistycznych - bolszewizm, czy II wojna światowa i hitleryzm są również eksperymentami przed tym, co ma nastąpić.

Jest szansa, by powstrzymać bądź opóźnić traktat ACTA, negocjowany za zamkniętymi drzwiami i bez jakiejkolwiek kontroli zwykłych obywateli, wprowadzający m.in. odcinanie od sieci, bez sądu, za ściąganie muzyki i filmów – ale trzeba działać szybko. Czasu mamy do tylko nieco ponad tydzień!
Traktat ACTA jest międzynarodowym porozumieniem handlowym, negocjowanym bez jakiejkolwiek nadzoru zwykłych obywateli. Co więcej, jako że jedną ze stron ma być Unia Europejska, polski Parlament nie będzie miał wiele do powiedzenia przy ratyfikacji. Jeżeli chcemy coś uzyskać, musimy działać tu i teraz. Cztery organizacje (Internet Society Poland, Fundacja Nowoczesna Polska, Fundacja Panoptykon oraz Fundacja Wolnego i Otwartego Oprogramowania) wystosowały Apel do Europarlamentarzystów, celem skłonienia ich do podpisania Deklaracji WD12: Parlament Europejski (…) 1. uważa, że proponowana umowa nie powinna pośrednio nakładać obowiązku ujednolicenia unijnego prawa autorskiego, prawa patentowego ani prawa znaków towarowych; należy przestrzegać zasady pomocniczości; 2. oświadcza, że Komisja powinna niezwłocznie upublicznić wszystkie dokumenty odnoszące się do prowadzonych negocjacji; 3. jest zdania, że proponowana umowa nie powinna nakładać ograniczeń na rzetelny proces sądowy ani osłabiać praw podstawowych takich jak wolność słowa i prawo do prywatności; 4. podkreśla, że w przypadku istnienia środków cywilnych oceny zagrożeń gospodarczych i zagrożeń dla innowacyjności należy dokonywać przed wprowadzeniem sankcji karnych; 5. uważa, że usługodawcy internetowi nie powinni ponosić odpowiedzialności za dane przekazywane lub przechowywane w ramach świadczonych przez nich usług w stopniu, w jakim oznaczałoby to uprzednie kontrolowanie lub filtrowanie danych; 6. zauważa, że wszelkie środki zmierzające do zwiększenia uprawnień w zakresie kontroli granicznej i konfiskaty towarów nie powinny ograniczać powszechnego dostępu do legalnych, niedrogich i bezpiecznych leków (…). Aby skłonić europosłów do podpisania Deklaracji, potrzebna jest jak największa presja – na przykład w postaci ilości podpisów pod Petycją. I potrzebna jest od zaraz, jako ze mają oni czas na podpisanie Deklaracji do 8.lipca! Pamiętamy, jak skuteczna była akcja “Stop Cenzurze!”. Może uda się i tym razem – wszystko zależy od Was. Zatrzymajmy ACTA! Źródło: OSnews.pl 


Prawda o rodzinie Komorowskiego-przeczytajcie !!!

Dziadek "hrabiego" Bronisława Komorowskiego, niejaki Osip Szczynukowicz - to rezun oddelegowany przez Sowiecki Rewolucyjny Komintern do dywersji na terenach pozaborczych, odebranych Rosji Traktatem Wersalskim.
W czasie wojny polsko-bolszewickiej, dziadek Komorowskiego był czekistą w armii Tuchaczewskiego i po sromotnym laniu w bitwie nad Niemnem w 1920r. dostał się do polskiej niewoli. Zachowała się jego kartoteka jeńca wojennego.
W październiku 1920 dziadkowi Komorowskiego udało się zbiec i schronił się na Litwie w Kowaliszkach u polskiej szlachty o nazwisku Komorowscy. Właściciele majątku zginęli z rąk Rosjan, a Szczynukowicz przywłaszczył sobie ich nazwisko. Tam w roku 1925 narodził się Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława Marii.
Po wyparciu Niemców z Litwy przez Armię Czerwona pod koniec roku 1944 Zygmunt Leon Komorowski wstępuje do wojska polskiego – armii Berlinga. Służy w 12 Kołobrzeskim Pułku Piechoty i błyskawicznie awansuje na stopień oficerski.
Bronek na temat swojego ojca na swojej stronie, pisze: "Zygmunt Komorowski, mój ojciec (1925-1992), za czasów tzw. pierwszej okupacji sowieckiej i za okupacji niemieckiej działał w konspiracji (ps.Kor), a od jesieni 1943 roku był w AK. Pod koniec wojny ojciec przebijał się do Polski razem z Łupaszką. Złapali go bolszewicy z bronią w ręku, ale nie rozstrzelali jak stu innych, tylko wsadzili do więzienia. Za złoty pierścionek babuni strażnik wyprowadził go z celi, z której więźniowie trafiali pod stienku, do takiej w której siedzieli rekruci do armii Berlinga."
Niech Bronek wytłumaczy ten "cud nad cudami", że oto żołnierz AK z oddziału Łupaszki, śmiertelnego wroga Sowietów i polskich zdrajców, złapany z bronią w ręku, w ciągu paru miesięcy zostaje oficerem LWP.
Jeżeli fakty podane przez Bronka, że jego ojciec był w oddziale Łupaszki są prawdziwe, to jedynym wytłumaczeniem tego "cudu" jest to, że Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława - był sowieckim agentem! Był nim także i syn Bronek, który jak wskazuje przeciek z utajnionego aneksu do raportu o WSI, bł sowieckim agentem działającym w polskich WSI. I pewnie dlatego p.o. prezydenta RP - Bronisław Komorowski, w ciągu pierwszych godzin po katastrofie smoleńskiej, dopilnował aby utajniony aneks do raportu o WSI przechowywany w pałacu prezydenckim - znalazł się w jego rekach..

Cytat za forum pomorska