Archives

Słucham słuchowiska radiowego Alicja w Krainie Czarów i właśnie śpiewają, że nawet sens nie ma sensu. Nie dziwi mnie to zważywszy, że Alicja goni za króliczkiem i oddala się coraz bardziej w świat fantazji i bajki, słowem iluzji. Są tacy, którzy rzeczywistość postrzegają jako nudną, brzydką, niedobrą, wręcz zatrważającą i traumatyzującą bronią się więc przed nią uciekając w świat iluzji, a ta droga zdaje się nie kończy. Ciężko w takim świecie znaleźć sens, bo im bardziej odbiega od rzeczywistości i prawdy obiektywnej tym bardziej jest absurdalny. Oczywiście szanujemy światy innych - są one bardzo barwne, ale czy warte naszej energii i czasu? Do czego prowadzi taka droga? do tego, że iluzja w pewnym momencie pryska, a my zostajemy skonfrontowani z rzeczywistością. I im większy odlot się miało tym bardziej bolesny upadek. Im więcej się gromadziło tym większa strata, etc. Im większe przywiązanie tym straszniejszy detox.

Zrozumiałam rzecz jedną. Optymistyczną. Świat rzeczywisty, obiektywny i prawdziwy jest planem sprawiedliwym i nieuniknionym. Nie ucieknie się przed nim w długowieczność, w kolor różowy, w postać embrionalną, w narkotyki, alkohol... właściwie to można się tylko pogrążyć, albo narazić na śmieszność - próbując uciekać od nieuniknionego. 
Jedyny subiektywizm jaki można brać pod uwagę to indywidualny grzech. W rozliczeniu przyjdzie za niego zapłacić, czyli poczujemy jego wagę, niemal odczujemy skutek poniżenia kogoś, kogo poniżyliśmy, poczujemy smutek, którego byliśmy sprawcą, wszystko to objawi się z prawdziwą siłą oddziaływania... nie tylko będziemy mieć świadomość, że zrobiliśmy źle, że staliśmy po złej stronie mocy... będziemy sądzeni przez ten sam pryzmat, przez który sądziliśmy bliźniego. Bliźni, albo brat to takie znaczące słowo świadczące o połączeniu krwi, ale i ducha. Zło wyrządzone wróci do oprawcy. Pytanie tylko, kiedy to sobie uzmysłowi. Zauważy ten związek. Czasem niemal w obliczu śmierci i Boga. Oczywiście jest sąd, jest i kara. Warto więc nie tylko godzić się z Bogiem, ale sobie nawzajem wybaczać i zadośćuczynić. 

Wychodzi na to, że jedna droga prowadzi do absurdu, śmieszności, zagubienia, nawet śmierci. Druga do prawdy, porządku, spokoju, sensu i sprawiedliwości. Mam też głębokie przekonanie, że tak, jak po nocy przychodzi dzień tak czarna zakapturzona kostucha pukająca do drzwi zwiastuje tylko koniec dnia, a w nocy człowiek śpi i znów budzi go światło poranka.

Jeśli więc nie znajdujemy w sobie miłosierdzia nie sądzę, abyśmy mogli go oczekiwać na sądzie ostatecznym. Aby najlepiej uchwycić oblicze Boga nie ma też co rozgrywać dramy, scen rozpaczy i co tylko, a raczej samemu zachować spokój, spokój serca, niewzruszone falami emocji czyste lustro, bo lustro pofalowane zakrzywia obraz i Boga, i rzeczywistości, i prawdy. Inną rzeczą jest fakt, że niektórzy preferują krzywiznę, lubują się w niej, uważają ją za piękną.

Po co zmieniać komu percepcję liniową na kwantową. Oficjalna prosta percepcja - tak została zaplanowana, żeby było dobrze. Coby to było, gdyby główną część mózgu odpowiedzialną za nasze funkcjonowanie w świecie, w cywilizacji, pamięć i tożsamość wyparły inne, głębiej ukryte, a skupiona na jakimś zafiksowanym emocjonalnym problemie, albo co gorsze na instynkcie. Zamieniłoby to ludzi w bezwolne, kierowane emocją Hulki, Jokery, Thory, czy Harry Pottery. Warto więc się zastanowić, czy nie identyfikujemy naszych dzieci z osamotnionym chłopcem, świadkiem utraty rodziców, który w rzeczywistości jest poniewierany, zaś w świecie iluzji jest kimś wyjątkowym. Mało tego ma ścisły związek ze swoim oprawcą.

Jest sporo prawdy w powiedzeniu, że nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło... jeśli ktoś uczy się z trudnych lekcji, wyciąga naukę - dokonuje postępu. Gorzej jeśli się zafiksuje na przeżywaniu scen, szukając wyjścia w iluzorycznym, mocno już okrojonym świecie, który stworzył. Każde cierpienie przybliża człowieka do prawdy, choć może i oddalać. Podejrzewam, że człowiek współczesny jest tak daleki od Boga i prawdy, że skonfrontowany z Jego obliczem doznaje reakcji podobnej do tej z Matrixa, kiedy Neo zostaje brutalnie sprowadzony ze świata matrixowego do rzeczywistości: "Welcome to the real world'. No cóż jeśli ktoś miał iluzoryczne wyobrażenie życia, to nagle rzeczywistość wyda mu się obrzydliwa, nie będzie chciał jej zaakceptować, będzie chciał ją sam projektować, zmieniać, tworzyć kolejny iluzoryczny matrix. Mózg akurat jak się zapędzi w kozi róg - jakiś kąt, box, privet prison, to z takiej perspektywy trudno mu sądzić obiektywnie o świecie, i o pięknie, i o potrzebach. Tylko z pozycji rozumu, empatii, świadomości olbrzymiej zależności i wspólnoty ducha można przybliżyć się do Absolutu. Bo generalnie trudno człowiekowi się zmienić - ale... co optymistyczne - łatwiej mu zrozumieć!!! a za tym idzie nadzieja zmiany.